Zdarzyło mi się już kilka razy obserwować związki (wliczając własne), w których dwoje ludzi zdawało się pochodzić z zupełnie różnych planet. Ona wiecznie rozentuzjazmowana i towarzyska, on z kolei skupiony, ceniący ciszę i spokój. A jednak – ku zaskoczeniu wielu – ci dwoje świetnie się dogadywali. Pomyślałem wtedy, że może to wcale nie jest tak, że związek wymaga dwóch takich samych charakterów. Wręcz przeciwnie: często to właśnie różnice sprawiają, że partnerzy się wzajemnie uzupełniają, zamiast na siebie „nachodzić”.
Pamiętam sytuację, gdy w gronie przyjaciół analizowaliśmy, dlaczego pewna para funkcjonuje tak zgodnie. On potrafił spędzać godziny na rozkładaniu problemu na czynniki pierwsze, a ona wolała działać spontanicznie. W praktyce wyglądało to tak, że gdy jedno z nich usiłowało w nieskończoność debatować nad tym, jaki kierunek obrać, drugie po prostu ruszało z miejsca i popychało sprawy do przodu. Czy czasem nie pojawiały się zgrzyty? Pewnie, że tak. Jednak w dłuższej perspektywie taka różnica temperamentów przekładała się na efektywność – mieli bowiem i dobrze przemyślane decyzje, i konkretne działania.
Z własnego doświadczenia wiem, że kluczem jest komunikacja – jeśli dwie osoby chcą dobrze wykorzystać swoje rozbieżne podejście do życia, muszą wiedzieć, jak o tym rozmawiać. W innym przypadku jeden partner może poczuć, że ta druga strona ciągle narzuca mu swoje zasady lub oczekiwania. Dobrze czasem ustalić, kto za co odpowiada, by zamiast wzajemnie się ranić, koncentrować się na połączeniu dwóch różnych, ale równie wartościowych perspektyw.
Na koniec dodam, że zachwycające jest to, jak takie uzupełniające się charaktery potrafią się rozwijać w czasie. Wzajemna fascynacja odmiennością bywa świetnym paliwem dla związku. Oczywiście, zdarza się, że w niektórych kwestiach nigdy nie dojdzie się do całkowitej zgody – i może nie trzeba? Cała sztuka polega na tym, by rozsądnie zarządzać tymi różnicami, zamiast widzieć w nich tylko wyzwania czy problem. Bo kiedy wszystko jest identyczne, łatwo się zatracić w monotonii. A przecież nie o to nam chodzi w relacjach.